Najlepsze i najgorsze pomadki do ust cz.4

Witajcie,

Dzisiaj zapraszam na 4 już część mojej ulubionej serii pt. Najlepsze i najgorsze pomadki do ust.
Tutaj znajdziecie linki do poprzednich części:

część 1
część 2
część 3

Do rzeczy, pomadki posegregowałam od tych najlepszych do tych, które są dla mnie kompletnymi niewypałami.

1) Bioderma Atoderm Levres, balsam do ust
Na pierwszym miejscu w składzie: parafina. Postanowiłam jednak wypróbować pomimo składu, bo produkt znalazłam za jakieś 11zł, a Bioderma znana jest z dobrej jakości, szczególnie dla cer wrażliwych. Moje usta są szczególnie wyczulone na składniki drażniące, często wysychają, podrażniają się i pękają.
Ten balsam jest po prostu wspaniały! Nie oblepia ust, mimo parafiny, pozostawia delikatną warstewkę, ale co ważniejsze regeneruje, nawilża usta. Jest to produkt kompletnie bez zapachu, bardzo wydajny, higieniczny, dzięki tubce. Zdecydowanie warty wypróbowania. Niech się kryją przed nim drogie balsamy, jak np. słynny miodek w słoiczku od Nuxe.
2) The Body Shop, Hemp - Heavy duty lip care
Z tej marki produkty są mi dość mało znane, jednak kojarzę je z bardzo intensywnych zapachów. Także i ten zapach jest dość mocny, bardzo.... ziołowy ;)
Działanie pomadki jest jednak porządne - zresztą nazwa zobowiązuje :)
Pomadka jest bardzo lekka, przyjemnie siedzi na ustach, ale nie jest zbyt tłusta - bardzo dobrze nawilżaj spierzchnięte usta. I tu cena o wiele wyższa niż Biodermy (29zł). Trochę dużo, choć jest to naprawdę porządnie nawilżająca pomadka do ust. Dla wrażliwych na zapachy poleciłabym jednak Biodermę.
3) Eos, pomadka do ust o zapachu: truskawkowy sorbet
Pomadkę kupiłam na jakiejś promocji w Rossmannie dość sceptycznie nastawiona. Skład bardzo przyjemny, naturalny bez parafiny i mojego wroga w pielęgnacji ust: oleju rycynowego. O dziwo pomadka okazała się bardzo dobra! Nawilżenie porównałabym do tej z The Body Shop. Tutaj zapach jest dość intensywny - dla mnie przyjemny - bo to zapach mamby truskawkowej. Bardzo polecam wypróbować tę pomadkę na promocji.
 4) Colway - kolagenowa pomadka do ust
Dzięki uprzejmości znajomej używam teraz drugie opakowanie tejże pomadki. Oprócz parafiny w składzie pomadki można faktycznie znaleźć kolagen, olej arganowy i masło shea. Pomadka jest dość miękka, wazelinowa i szybko znika z ust, ale nawilża zadowalająco - może nie tak dobrze, jak pomadki przedstawione powyżej, ale jest naprawdę przyjemna. Dodatkowym plusem jest brak zapachu.
5) Tisane - balsam do ust w słoiczku
Boję się cokolwiek pisać na temat tego balsamu, bo wiem, że jest to kultowy produkt, który ma rzesze fanów. Ja ostatni raz tego balsamu używałam jeszcze jako nastolatka i z nostalgią chciałam wrócić do tego produktu, który w swoim składzie oczywiście posiada i parafinę i olej rycynowy - miks wysuszający moje usta. I faktycznie balsam nie nawilża jakoś spektakularnie moich ust. Jest takim przeciętnym nawilżaczem - trochę bardziej jednak oblepiaczem. Zapach i konsystencja pozostał bez zmian.
6) Vianek pomadka ochronna z olejem z pestek moteli
Pomadka pachniała bardzo przyjemnie owocowo, była dość miękka, tak jak ta z Colway, jednak nawilżała dość przeciętnie - porównywalnie do Tisane.
7) Botame, peeling do ust z pestkami z jabłek i cukrem
Peeling jest bardzo zbity, co powoduje, że ciężko go rozprowadzić na ustach. Sam balsam ma zapach sztucznego zielonego jabłka - mnie nie przeszkadza. Samo złuszczanie jest takie sobie - zdecydowanie lepiej sprawdzał się u mnie mocny zdzierak do ust z Bell zakupiony z Biedronce. Peeling z Botame zakupiłam z aptece DOZ.
8) Vianek, pomadka kojąca z olejem sezamowym
Ta pomadka pachniała cudnie - wionogronowo. Jednak na tym kończą się moje zachwyty. Wprawdzie nie wysuszała ust, ale też ich nie nawilżała - po prostu chroniła przed czynnikami zewnętrznymi. Zdecydowanie lepsza była wersja morelowa w pomarańczowym opakowaniu.
9) Yves Rocher, pomadka z masłem karite
Rozczarowałam się tą pomadką, bo kiedyś używałam z tej firmy dokładnie tą samą wersję w innym opakowaniu i tamten produkt był genialny, a ten mocno przeciętny... Pomadka pachniała dość przyjemnie, słodkawo, jak to karite. Konsystencja była dość zbita, pomadka przechodziła dość cienką warstwą na usta, niespecjalnie nawilżała.
10) L'Occitane, balsam do ust 10% masła shea
Hm... Już wiecie, że nie będzie ochów i achów, ale od początku.
Bardzo się ucieszyłam, jak w kalendarzu adwentowym znalazłam całkiem sporą miniaturę balsamu do ust - 4ml. Balsam pełnowymiarowy 12ml kosztuje 39 zł, więc całkiem sporo, jakby sobie popatrzeć na balsam do ust z Biodermy czy ekologiczny z EOS w sztyfcie. Oczywiście w składzie na drugim miejscu olej rycynowy - dla mnie wszystko jasne - nieważne, co dalej w składzie, dla mnie już to jednoznaczny sygnał. Nie zrażałam się tym, wypróbowałam. Po pierwsze, zapach bardzo mi się nie spodobał, jakby guma balonowa wymieszana z nutą kwiatową - dla mnie duże nie. Po drugie, balsam w ogóle nie nawilża, trochę oblepia, ale po kilku minutach znika z ust. Miałam nawet wrażenie, że lekko wysusza moje usta! Uwielbiam kosmetyki z L'Occitane, szczególnie olejki pod prysznic, kremy do ciała i rąk, ale ten produkt jest dla mnie jakąś pomyłką.
11) Bioteq, balsam do ust z masłem shea
Ten balsam w kulce kupiłam w Hebe - i jak działanie balsamu określiłabym jako przeciętny słaby balsam z drogerii to zapach był dla mnie tak ohydny, że aż mnie mdliło. Taka sytuacja w przypadku kosmetyków zdarza mi się bardzo rzadko...
12) Oriflame balsam do ust z mango
W przeciwieństwie do śmierdzącego balsamu powyżej, ten pachniał wprost przepięknie - słodkim mango. Niestety tak samo brzydko oblepiał usta i nie powodował nawilżenia, co balsam z L'Occitane.
13) Eos, kokosowy balsam do ust
Na ten balsam czaiłam się bardzo długo. Miała wcześniej wersję fioletową (jeżynową) i pachniała pięknie, nawilżała całkiem ok, nie jakoś wybitnie, ale nieźle. Ten gagatek jednak nie pachniał tak ładnie kokosem jak np. niektóre kremy, które pachną jak rafaello. Miał w sobie coś sztucznego i zdecydowanie kiepsko nawilżał. Zdecydowanie nie warty 25zł czy ile tam kosztuje. Eos w kulce a w sztyfcie to mam wrażenie dwa różne produkty. Zdecydowanie wybierzcie ten w sztyfcie, nie dość, że o połowę tańszy, to o niebo lepszy!
14) Durcay balsam do ust
Na niechlubnym końcu znalazł się balsam do ust z firmy, która produkuje kosmetyki hipoalergiczne, które można kupić tylko w aptece. Tutaj znów potwierdza się moja teza, że olej rycynowy wysusza usta. W tym produkcie jest na pierwszym miejscu w składzie! Ten balsam zrobił mi masakrę na ustach. Nawet nie potrafię tego dokładnie oddać jakie na mnie zrobił okropne wrażenie, a uwierzcie, dawałam mu wiele szans. Balsam tak oblepiał usta i jednocześnie przesuwał się po wargach, zbrylał się. Pozostawiony na noc, za każdym razem, rano dalej był na ustach, oczywiście nieestetycznie zbrylony i zważony. To jeszcze nic - gorsze, że za każdym razem rano po starciu tego balsamu skórę warg mogła sobie rolować pod palcami, bo mi schodziła! W dodatku była wysuszona i popękana. No, takiego bubla w pielęgnacji ust to w życiu nie miałam. Szybko wylądował w koszu.















Komentarze

Popularne posty