Test nowości, Eboradin, Rimmel, Paese
Witajcie,
Lata już zbliża się ku końcowi, a mnie dopiero udało się zrobić test kilku nowości kosmetyków do makijażu.
1) Erborian, krem cc z spf 25 w odcieniu clair
Próbeczkę tego kremu trzymałam gdyż odcień był dla mnie troszkę zbyt ciemny jak na wiosnę. Krem spisał się dobrze jako ochrona przeciwsłoneczna. Nakładałam go jak zwykły krem, bo jest to biały krem z mikrokapsułkami, które pod wpływem rozcierania nabierają koloru cielistego. Dla mnie odcień ciut zbyt różowy. Ten krem bardzo słabo kryje, właściwie wyrównuje tylko koloryt. Konsystencja jest też dla mnie dość bogata jak przy tłustej cerze. Znalazłam jednak na niego sposób. Nakładam zamiast kremu pielęgnacyjnego, rozsmarowuję dłońmi, bo tak najlepiej się rozprowadzam i kładę na niego puder mocno kryjący lub podkład w pudrze w kamieniu (w moim przypadku i w tym teście podkład mineralny w kompakcie z Neve). W ten sposób utrwalony krem cc wygląda dobrze i długo się trzyma, choć szybko się wyświeca. Przy dłuższym zastosowaniu (około tygodnia) krem cc jednak mnie trochę zapycha.
2)Rimmel Provocalips, pomadka w płynie w odcieniu 210 Flirty Fling
Skusiłam się na tą pomadkę, bo już kiedyś o niej gdzieś słyszałam, że jest rewelacyjna. Przede wszystkim zachwyciło mnie ciekawe opakowanie - jedna strona w kolorze pomadki, druga czarna w usta - przeurocze i praktyczne, gdy rano dobieramy odcień pomadki. Ja zdecydowałam się na kolor brudnego różu/czerwieni - taki różany z domieszką cegły. Pomadka ma dwa końce. Kolorowa część jest krokiem pierwszym, nakłada się ją jak normalną pomadkę w płynie. Gdy ta zaschnie, staje się niesamowicie lepka, wiec nie obędzie się bez nałożenia drugiej strony, bezbarwnego balsamu do ust. Wrażenia są bardzo ciekawe, bo usta mamy bardzo nawilżone, a przy kontakcie z kubkiem kolor pozostaje bez zmian, bo zjada się tylko bezbarwny balsam. Jak jednak widać na zdjęciu poniżej, ja jednak potrafię rozwalić każdą, nawet najlepszą pomadkę i zjeść ją prawie do końca. Przyznam jednak, że podczas testu dałam pomadce porządny wycisk, bo jadłam chyba dosyć tłustą potrawę i ogólnie dużo piłam wody, bo było tego dnia bardzo gorąco. Na moich ustach pomadka wytrzymała niecałe 7h, no ale jakbym nic nie jadła i tylko trochę piła to na pewno wytrzymałaby tyle co obiecuje producent, czyli 16h.
3) Paese rozświetlacz do twarzy w odcieniu Stardust
Kupiłam ten drugi rozświetlacz, nie ten słynny wonder glow, tylko taki w małym opakowaniu z odkręcanym wieczkiem. Ten rozświetlacz jest bardzo ciekawy, bo ma mokrawą konsystencję, w której zbite są płatki brokatowe. Odcień jest też ciekawy, bo niby szampański, ale chłodny, przypuszczam, że najładniej będzie wyglądać na chłodnych i nieopalonych karnacjach. Efekt na policzkach daje przepiękny, bardzo mocny, ale bez drobin. Zdecydowanie dla coś dla fanek mocnych rozświetlaczy. Jeszcze jedna ciekawostka - ja jestem bardzo wyczulona na zapachy, ten też pachnie nietypowo, bo słodkawo, ale miodowo...
Testowane kosmetyki na twarzy. Dodatkowo na policzkach bronzer od Too Faced Sweetie Pie oraz podkład mineralny w kompakcie Neve.
Po 3 godzinach od nałożenia:
Po 5 godzinach od nałożenia:
Po 7 godzinach od nałożenia:
Podsumowując dzisiejsze kosmetyki: są ok, ale mnie jakoś bardzo nie zachwycają. Z całego zestawienia kosmetyków najlepiej sprawdził mi się rozświetlacz z Paese, choć i tak zdecydowanie lepiej będzie wyglądał zimą do mojej bladej cery. Kremu CC po 7 godzinach już nie ma na nosie i brodzie, ale też dużo wycierałam nos i podpierałam się i było bardzo gorąco. Jak widać po obiedzie po 7 godzinach od nałożenia bez poprawek z pomadki zostały tylko obwódki, wiec na tym etapie wymaga już poprawek.
Komentarze
Prześlij komentarz