Żużyte w marcu 2023
Witajcie,
Marzec minął mi jeszcze szybciej niż luty, choć to niemożliwe :) Stąd też nie zużyłam jakieś zatrważającej ilości kosmetyków, a może po prostu mniej ich używałam? Z pielęgnacji dużo zużyłam kosmetyków do ciała, włosów i tych dedykowanych do konkretnej pory roku (minionej zimy). wyrzuciłam kilka zużytych produktów makijażu, ale też tych już popsutych i kilka bubli.
Pielęgnacja
Dr Barbara Sturm Glow Drops - lekkie serum - starczyło dosłownie na kilka razy, bo to była miniaturka, aż szkoda szklanego opakowania z pipetką na taką małą ilość produktu... Serum było przyjemne, lekkie, nawilżało, a w ciągu tych kilku użyć nie zdążyłam zauważyć jakiegoś spektakularnego działania :D
You niverse płukanka z octem malinowym do włosów- bardzo fajny produkt do włosów, ładnie nabłyszczał włosy i pachniał ładnie malinkowo.
Lirene Natura krem matujący - to był dla mnie totalny bubel - krem bardzo gęsty, treściwy, niby matowił skórę, ale osiadał na niej i się nie wchłaniał tylko zostawiał nieprzyjemną warstewkę.... Dodatkowo zaczęło mnie po nim bardzo wysypywać, zapychać pory. Nie jest to produkt dla mnie.
Ziaja Naturalnie Pielęgnujemy Krem regenerujący na noc - z kolei ten krem, niby nie dedykowany cerom tłustym u mnie sprawdził się świetnie na noc pod sera kwasowe lub retinol. Bardzo przyjemny nawilżający krem, zostawiał przyjemną skórę, nie był zbyt tłusty, ale też zostawiał lekką warstewkę na noc - rano buzia po nim była bardzo nawilżona i odświeżona, a krem absolutnie nie zapychał. Z chęcią kupię ponownie, szczególnie, że w cenie regularniej kosztuje niecałe 13zł...
Tołpa trychologiczny szampon do włosów - to moja kolejna zużyta butelka, bardzo dobry oczyszczający szampon.
Nivea żel pod prysznic o zapachu moreli - ten żel nie dość, że jest gęsty, wydajny, to jeszcze pięknie pachnie prawdziwymi morelami... nie wiem jak to zrobili, ale idealnie uchwycili zapach świeżej moreli z lata, prosto z drzewa, ze słońca, zapach skórki, miąższu i pestki jednocześnie. Zdecydowanie polecam, jeśli lubicie morele :)
Nuxe perfumowany krem do ciała - zapach klasyczny dla marki, sam balsam lekki, przyjemnie nawilżał i długo pozostawiał zapach na ciele. Zużyć zużyłam, ale zapach chyba drażniłby mnie jeśli miałabym w większej tubce.
The Ordinary serum z niacyniamidem i cynkiem - bardzo wydajny produkt i dobre serum lekko korygujące i utrzymujące sebum w ryzach. Z chęcią do niego kiedyś wrócę, choć nasze rodzime marki prześcigają się w ostatnich czasach z różnorodnością kwasów w serach...
Stara Mydlarnia żel pod prysznic o zapachu drzewa sandałowego - bardzo ładny orientalny zapach - lubię takich używać pod prysznicem w chłodniejsze pory roku, więc chętnie używałam w zimie. Żel okazał się bardzo wydajny, bo mocno się pienił, ale jednocześnie był delikatny i nie wysuszał skóry.
KTC woda różana - nie zliczę już ile butelek tego produktu zużyłam - zawsze chętnie wracam do tej wody różanej, bo niektóre hydrolaty z dodatkami potrafią mnie szczypać w twarz.
Yves Rocher kokosowy krem do rąk - bardzo lubię te kremy, bo są lekkie, szybko się wchłaniają i ładnie pachną - ten kokosowo, ale niezbyt słodko i nachalnie.
Emolium krem barierowy - kolejny świetny krem do podrażnionej skóry - ten jest z parafiną - ale do rąk u mnie spisał się świetnie, szczególnie zimą.
Dove kostka - u mnie najlepiej sprawdza się do czyszczenia gąbek do makijażu, mycia pędzli i do rąk :) w razie potrzeby używam też tej kostki do mycia ciała.
Lirene lekki krem brzoskwiniowy z SPF 30 - krem faktycznie dość lekki, świetnie się spisuje jako baza pod makijaż i nawet nie spływa mi po kilku godzinach :) Jeśli będzie kiedyś w promocji to chętnie go kupię.
Makijaż
Sephora mini czarna - ta kredka jest dość twarda, ale u mnie się totalnie nie spisała, bo po prostu się rozmazuje.... nie spotkałam się już dawno z tak nietrwałą kredką.
Kolejny bubel to korektor marki Moia - totalne nie - zapach i konsystencja przypomina mi takie tanie kosmetyki ze sklepu typu wszystko po 4zł - kiedyś jako nastolatka kupowałam takie korektory z polskich tanich marek, które warzyły się zaraz po nałożeniu i nie miały wcale krycia. Zapach zaś miały identyczny jak ten korektor. Omijajcie szerokim łukiem! Już dawno nie trafiłam na tak zły kosmetyk. Co ciekawe, odkryłam, że ten korektor jest produkowany w tej samej fabryce, co Hean, nawet adres jest ten sam. Jest to dla mnie tym bardziej dziwne, bo nie spotkałam się w marce Hean z tak dziwną konsystencją - wprost przeciwnie, ich kosmetyki spisują się u mnie świetnie.
Paese maskara Liloosh - nie będzie dzisiaj miło ;) ten tusz u mnie się kompletnie nie sprawdził - dla mnie niedopuszczalny był intensywny, perfumowany zapach - czułam do nawet kilka godzin po nałożeniu na rzęsy! Szczoteczka mi też nie odpowiadała - ciut za duża, ale to kwestia moich preferencji. Tusz trochę się kruszył pod koniec dnia, więc nie był to mój pewniak, że wytrzyma deszcz, wiatr i długie noszenie...
Bell błyszczyk z jakiejś letniej kolekcji - ten błyszczyk z kolei bardzo mi przypomniał mój pierwszy prawdziwy błyszczyk z aplikatorem - chodzi mi o zapach - taki słodki cukierkowy, typowy dla błyszczyków marki Paloma :D Błyszczyki Paloma, były wprawdzie bardzo gęste i lepiące, ale zapach to wspomnienie dzieciństwa - żaden kosmetyk do tej pory tak nie pachniał. Bell - gratulacje :)
O te konkretnie błyszczyki z Paloma mi chodziło:
O do konsystencji błyszczyka z Bell to była leciutka, zostawiała mocny złoto-różowy połysk - trochę wspomnienie tamtych lat... Mimo wszystko, był to miły powrót do przeszłości.
Rare Beauty balsam do ust w odcniu Empathy - tu niestety muszę stwierdzić, że jest to produkt nie dla mnie. Opakowanie jest piękne, luksusowe, zamykane na magnes. Sam odcień balsamu jest piękny, ciemny róż, trochę transparentny, pięknie podkreśla usta. Konsystencja balsamu jest dla mnie mało odżywcza, wręcz zbyt wysuszająca, dodatkowo przeszkadzał mi dość mocno chemiczny zapach, który dostaje się do ust i zostaje po nim nieprzyjemny posmak. Nie kupiłabym ponownie.
Skończyła mi się moja ulubiona kredka do brwi z Oriflame z serii Giordani Gold, której już niestety nie produkują, ale chyba znalazłam już jej zamiennik, więc nie ubolewam, aż tak bardzo.
Zużyłam także kolejny korektor Catrice Camouflage - nie zliczę już ile opakowań za mną, to mój ulubiony korektor, chociaż ta nowa wersja miała jakby lżejszą konsystencję i mniejsze krycie? Czyżby coś pokombinowali ze składem? Teraz testuję dużo nowych korektorów drogeryjnych, więc będzie przerwa od tego korektora, ale pewnie wrócę do niego ponownie.
Eveline Extension Volume - fajny tusz do rzęs ze szczoteczką taką, jak lubię najbardziej - plastikowa, dość mała i klasyczna.
Constance Caroll żel do brwi - tego żelu używałam do utrwalenia jak jeszcze nie było modne malowanie brwi, a tym bardziej ich mocne utrwalenie. To był klej, który utrzymywał brwi! Coś jednak firma pokombinowała z formułą, bo ten żel już nie utrwala jak kiedyś.
To wszystko, co udało mi się zużyć - jak zdążyliście zauważyć z pielęgnacji sprawdziło się u mnie prawie wszystko, ale z kosmetykami do makijażu było trochę gorzej, mocno dzisiaj ponarzekałam, ale miałam na co ;)
Komentarze
Prześlij komentarz